niedziela, 29 września 2013

Kilka refleksji z Zakaukazia

Kaukaz
Tym razem odpoczniemy od kraju spod znaku cyrylicy. Udamy się na Kaukaz, dokąd również prowadzą szerokie tory. Dzisiaj będzie ogólnie, taki swojego rodzaju wstęp do opowieści, na które czas przyjdzie nieco później.
Kaukaz Południowy, o którym będzie mowa, obejmuje trzy kraje: Gruzję, Armenię oraz Azerbejdżan. Państwa bardzo od siebie różne, wywołujące kontrowersje, czasami niechęć czy nawet wrogość. Konfliktów na Kaukazie nie brakowało, wystarczy sięgnąć pamięcią do 2008 roku, kiedy Gruzja postanowiła upomnieć się o integralność terytorialną swojego kraju. Albo dwadzieścia lat wstecz, do czasów wojny o Górski Karabach, której skutkiem jest zamknięta do dnia dzisiejszego granica między Armenią i Azerbejdżanem, brak stosunków dyplomatycznych, wymiany handlowej i jakiejkolwiek łączności.
W podniebnej krainie
Ale ja nie o tym, postaram się apolitycznie, chociaż jakieś nawiązania na pewno jeszcze niejeden raz się tu pojawią. Na szczęście my, jako Polacy, jesteśmy mile widziani na Zakaukaziu. Wielokrotnie podkreślano sympatię i szacunek do nas i naszego kraju (powstaje automatycznie pytanie: komu my byśmy byli w stanie tak otwarcie wyrazić sympatię?). Ulica Kaczyńskiego, Bulwar Marii i Lecha Kaczyńskich, polskie nalepki w samochodach czy wreszcie polska flaga wywieszona wywieszona na terenową Ładę Nivę, kiedy wjeżdżaliśmy nią do klasztoru w Kazbegi... A czy u nas miałaby szansę ulica Saakaszwilego? Czy ktoś przywiesiłby do samochodu gruzińską flagę wioząc gości z tego kraju? A gdyby przeprowadzić badania wśród ludzi nie będących "w temacie" to czy na pewno Gruzja nie byłaby częścią Rosji albo nie znalazła się czasem gdzieś w Afryce?
Lecimy do Gruzji!
Do Gruzji dostaniemy się nawet bez paszportu. Wystarczy dowód osobisty. W Armenii konieczny będzie paszport, do Azerbejdżanu - jeszcze wiza. Dolecimy bez problemu, z Polski - bezpośrednio do Gruzji i Armenii, do Azerbejdżanu z przesiadką w Budapeszcie bądź Rydze. Dla żądnych wrażeń lub przygody można polecić dotarcie na Kaukaz drogą lądową (przez Ukrainę, Rosję i z tamtejszego Władykaukazu, poprzez Gruzińską Drogę Wojenną wprost do Tbilisi) lub morską - z Bułgarii, Ukrainy (Krymu) bądź Rosji przez Morze Czarne. Każdy z wariantów "niesamolotowych" zajmie nam około trzech dni, ale zamiast niewygodnych siedzeń, limitów, ograniczeń i komend, "zapiąć pasy", "odpiąć pasy", "wyłączyć telefony" mamy okazję pobieżnie chociaż poznać także te nieturystyczne, zwyczajne miejsca wraz z ich codziennymi problemami. I, oczywiście, ludzi, którzy nie doszli jeszcze do etapu chowania się za swoim laptopem i izolowania od zewnętrznego świata. Jedynym problemem "technicznym" może być tylko język - niestety przekonanie, że znajomość
Taksówką na pustynię
angielskiego pozwoli porozumiewać się na całym świecie jest błędna. I przykładem na to jest Kaukaz, czy obszar poradziecki w ogóle. Nie wszyscy ulegli jeszcze globalizacji i udowadniają, że bez tego języka można funkcjonować. Tak więc kilka słów po rosyjsku (uniwersalny język do komunikacji pomiędzy narodami byłego ZSRR) nie zaszkodzi, a pomoże zdecydowanie, chociażby w poznaniu ciekawych ludzi. Bez tego też się da (poza tym młode pokolenie po angielsku już też mniej lub bardziej mówi, zwłaszcza w Gruzji), ale naprawdę nie wymagajmy, żeby starszy pan z taksówki rozmawiał z nami w języku Szekspira.
Gruzja i Azerbejdżan w jednym
A znajomości nawiązywać warto. Ze spotkanymi przypadkowo współpasażerami z marszrutki zaraz po wyjściu możemy trafić na imprezę a za dwa dni będziemy witani jak starzy znajomi. Poznamy te miejsca, do których turyści zaglądają rzadko i poczujemy prawdziwy klimat tego miejsca. I nieważne, czy to student czy dyrektor w branży turystycznej, wszyscy są równi a wzniesione toasty wyjątkowe. Czasami bezpośredniość ludzi może nas zszokować, jak chociażby wtedy, kiedy sam dyrektor hotelu w Gubie złapał mnie za rękę i osobiście zaciągnął (dosłownie) do kuchni, żeby pokazać, co będzie na kolację. A potem cierpliwie wyjaśniał dziewczynom zasady gry, w którą miejscowi panowie grywali godzinami siedząc przy herbacie. Tu nic nie jest szablonowe!
Zadziwi nas jeszcze często spotykany brak przejść dla pieszych (w Gruzji nie ma ich prawie w ogóle)
Nocne Baku
i konieczność przebiegania na drugą stronę ulicy nawet przez środek skrzyżowania (nie liczmy, że ktokolwiek się zatrzyma, a urwane zderzaki i potłuczone przednie szyby w wielu samochodach chyba tylko to potwierdzają). Czasami skończy się nawet chodnik i przyjdzie nam ustawić się na szosie, w centrum miasta, razem z samochodami. Na azerbejdżańskiej prowincji prawie w ogóle nie spotkamy kobiet na ulicy. W barze - faceci. W sklepie - faceci. Na herbacie - faceci! W hotelu - faceci!!! Zadziwi nas Baku, którego centrum, bardzo eleganckie i wręcz elitarne popada w straszny kontrast z pozostałymi dzielnicami, w których trudno o kawałek prostego chodnika. Zadziwi, a może czasami nawet wyprowadzi z równowagi chaos komunikacyjny. Kiedy nikt nie będzie nam w stanie powiedzieć, skąd odjeżdża jakikolwiek transport do..., i kiedy wreszcie okaże się, że autobusy, w zależności od miejscowości docelowej, wyjeżdżają z kilkunastu różnych miejsc, rozsianych po całym mieście!
Motyw jakby znany...
Albo kiedy trafimy na przeogromny dworzec autobusowy w Baku, znajdziemy w końcu, w ciemnej piwnicy, pośród centrum handlowego kasy biletowe, i okaże się, że jest ich ponad dwadzieścia, a każda sprzedaje bilety do innej miejscowości. I ta NASZA jest akurat zamknięta. Możemy za to kupić bilety na kurs do Teheranu... I kiedy będziemy musieli znaleźć nasz autobus pośród setek stojących bezładnie na ogromnym parkingu. A potem okaże się, że ten, którego szukamy odjeżdża z "dachu", na który w zasadzie nie wiadomo, jak wejść. Czasami może i będzie się nam chciało rzucić to wszystko i wrócić do domu, gdzie wszystko będzie na wyciągnięcie ręki, gdzie wszystko sprawdzimy w internecie i pójdziemy na gotowe. Ale z drugiej strony jak nudne byłoby jeżdżenie po miejscach, gdzie wszystko jest tak przewidywalne, że w zasadzie nie byłoby o czym potem opowiadać?
Podniebna cywilizacja
W Gruzji turystów będzie pełno. I większość z nich będzie mówić po polsku. W Azerbejdżanie w wielu miejscach będziemy zapewne jedynymi w tym czasie turystami a szansa na spotkanie rodaków będzie niewielka. Tak czy inaczej, oba miejsca zasługują na odwiedzenie - ze względu na ludzi, miejsca i sytuacje, których nie spotkamy nigdzie indziej. A o szczegółach mowa będzie w kolejnych kaukaskich wpisach... :)