Jak przystało na pierwszy post, musi on być trochę "wprowadzający", organizacyjny, niczym pierwsze zajęcia na studiach. O co więc w ogóle chodzi z tymi tytułowymi szerokimi torami?
Każdy, kto przekraczał pociągiem naszą wschodnią granicę najprawdopodobniej zetknął się z pewnym ciekawym zjawiskiem - zmianą wózków w wagonach. Polskie, i w ogóle europejskie (no, w większości krajów) tory mają szerokość 1435 mm, natomiast w krajach byłego ZSRR - 1520 mm, dlatego też potrzebna jest "przestawka". W poprzednim zdaniu napisałem prawdopodobnie, ponieważ są od tej reguły dwa wyjątki. Po pierwsze - z Trójmiasta do Kalingradu pociągnięty jest tor "normalny" (przez Rosjan nazywany wąskim, dlatego że dla nich "normalny" to 1520 mm) i można dojechać tam bez zmiany wózków. Po drugie - do połowy lat 90-tych ubiegłego wieku kursowały również pociągi pasażerskie po Linii Hutniczej Szerokotorowej (dzisiaj służy ona tylko do przewozu towarów i całkiem nieźle się trzyma) - prowadzącej ze Śląska przez Roztocze, Zamojszczyznę na Ukrainę. Tu z kolei można było się przejechać szerokotorową "stodołą" wprost po polskiej ziemi.
Z reguły pozostaje nam więc zabawa ze zmianą wózków. Możemy ją obserwować na stacji granicznej w Brześciu (Białoruś), Jagodinie (Ukraina) oraz... Przemyślu. Tak, tutaj "szerokie koła" zakładane są już po polskiej stronie. Swojego czasu pociąg z Warszawy do Wilna wyposażony był w system pozwalający na zmianę szerokości toru bez wymiany wózków, jednak zarówno kolejowe połączenie z Litwą jak i wagony przeszły już dawno do historii (PKP reklamuje teraz połączenie do Wilna z... dwoma przesiadkami po drodze). Swoją drogą ciekawe, że siatka połączeń międzynarodowych z naszego kraju wygląda w tej chwili tak żałośnie, że nijak ma się do stanu sprzed 20-30 lat, kiedy wyjechać za granicę było dużo, dużo trudniej. Ale to temat na inną opowieść...
Jak więc wygląda cała ta operacja przejścia na szerokie tory? W Brześciu robi się to tak: po przyjeździe na stację i kontroli granicznej pociąg zostaje wycofany do hangaru. Następnie dzielony jest na pojedyncze wagony. Zostają odkręcone wózki. Po obu stronach znajdują się podnośniki, które bardzo powoli i delikatnie podnoszą wagony do góry, na wysokość mniej-więcej 2 metrów. Wózki "normalne", zwane też "wąskimi" odjeżdżają i po chwili pod wagonami pojawiają się wózki "szerokie", zwane też "normalnymi". Wszędzie kręcą się panowie w pomarańczowych kamizelkach, po chwili wagony niespostrzeżenie opuszczają się na dół, stają na swoich nowych nogach, wszystko jest przykręcane, dokręcane i... witamy na szerokich torach! :) Dodać trzeba, że cała ta procedura odbywa się z pasażerami na pokładzie, a podnoszenie, opuszczanie i przykręcanie odbywa się tak powoli i delikatnie, że jest właściwie nieodczuwalne i niezauważalne. Czuje się tylko, kiedy pojedyncze wagony są znowu złączane do kupy, to już zależy od wyczucia pana manewrowego... ;)
Na deser kilka zdjęć ilustrujących opowieść:
PS. Szerokie tory to tak naprawdę tylko metafora. Nie będę tu roztrząsać technicznych szczegółów związanych z kolejnictwem w krajach byłego ZSRR. Szerokie tory - to po prostu wszystko co wiąże się z tym, co czeka na nas za wschodnią granicą. Miejsca, ludzie, sposób życia i myślenia... W tym miejscu - z uprzywilejowaną pozycją dla podróży :)
Wpisy działają na wyobraźnię, można odnieść wrażenie, że się wraz z nimi podróżuje, co jeszcze dodatkowo ułatwiają zdjęcia :)
OdpowiedzUsuń